O tym, dlaczego nie będzie wyzwolenia zwierząt bez wyzwolenia ludzi, natura jest przerażająca, a jazda na koniu to dziwactwo – opowiada roślinożerca, który twierdzi, że nie jest miłośnikiem zwierząt. Rozmowa z Dariuszem Gzyrą, działaczem społecznym, publicystą, wykładowcą, autorem książki „Dziękuję za świńskie oczy. Jak krzywdzimy zwierzęta” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2018).

Poprzednim razem swój punkt widzenia na wiele aspektów w relacjach człowieka z resztą zwierząt przedstawiał Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego ogrodu zoologicznego. Tym razem postanowiłem poprosić o krótką wymianę myśli osobę przyglądającą się od lat zagadnieniom etycznym na tym polu. Oba wywiady prezentują niekiedy wykluczające się opinie, aczkolwiek dostarczają paliwa dla własnych refleksji. I żeby te refleksje nie miały wyłącznie ciężkiego posmaku, postanowiłem okrasić je słodko-gorzkimi przemyśleniami mojej 6-letniej córki (o stworzeniach wokół nas i nawykach jedzeniowych). W końcu dziś rozmowa o zwierzętach to, chcąc nie chcąc, nadal najczęściej rozmowa o kuchni.

Autotrofizm

Czy są jakieś zwierzęta, których pan nie lubi?

Na szczęście są zwierzęta, których nie lubię. Nie jestem miłośnikiem zwierząt. Ludzie, którzy lubią wszystkich innych ludzi lub wszystkie inne zwierzęta wydają mi się bardzo podejrzani. To się wcześniej czy później musi źle skończyć. Inna rzecz, że nie wiem, czy pytanie dotyczy jednostek czy gatunków. Ogólnie staram się nie uzależniać szacunku i troski od sympatii.

To za jakimi gatunkami konkretnie pan nie przepada? 

Za komarami, ale częściej nie tyle nie przepadam za jakimś gatunkiem, co po prostu nie czuję ani specjalnej sympatii ani antypatii do niego. To tak, jak z krajobrazami. Niektóre się lubi, niektórych nie, ale wielu innym trudno przyporządkować ten wymiar lubię/nie lubię.

 Gdyby można było decydować o kształcie łańcucha pokarmowego – coś pan by w nim zmienił?

Upowszechniłbym autotrofizm, a wygasił heterotrofizm. Nalegałbym, żeby odbyło się to bez straty dla uczucia zadowolenia z jedzenia. Lubię jeść i nikomu się nie dziwię, że też lubi.

W tej wizji nie ma miejsca dla drapieżników? 

Nie ma, ale podjąłbym taką decyzję dopiero, gdybym wiedział, że nie narobię nią więcej szkody.

Czy kształtowanie populacji drapieżnika można uzasadnić ochroną jego ofiar?

Da się uzasadnić ludzką ingerencję w mechanizmy funkcjonowania świata pozaludzkiego (poszczególne ekosystemy), jeśli jest motywowana ograniczeniem krzywdy i jeśli z dużym prawdopodobieństwem rzeczywiście mogłaby ją ograniczyć. O powinności takiej ingerencji moglibyśmy mówić wtedy, gdyby była taka możliwość. W tej chwili mamy jej relatywnie niewiele. Relatywnie, czyli w odniesieniu do ilości cierpienia i krzywdy w przyrodzie. Bez wiedzy o konsekwencjach działania moglibyśmy bardziej zaszkodzić niż pomóc.

Lew / Kenia / fot. Ryan Harvey
Lew / Kenia / fot. Ryan Harvey

Prawo stosowania przemocy

Natura to przyjaciel, czy wróg?

Natura jest jednym z tych hiperpojęć, które uważam za niewiarygodne i w zasadzie prawie ich nie używam. A jeśli użyję, to zwykle staram się doprecyzować o co mi chodzi. Przeważnie lubię myśleć, że kultura ma podłoże biologiczne, a więc ludzie nie mają możliwości zachowywać się nienaturalnie. Ich wytwory są więc efektem naturalnego działania. Nie mam problemu z uznaniem antropocenu, destrukcji antropogenicznej, eksploatacji zwierząt i ludobójstwa, a także muzyki techno, Internetu, motoryzacji, energetyki jądrowej, modyfikacji genetycznych, Kościoła Katolickiego, o polskim rządzie nie wspominając, za zjawiska naturalne.

Co ciekawe, wiele osób przychylnych zwierzętom, chce zasypać przepaść pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem, a jednocześnie nalega na utrzymywanie podziału pomiędzy człowiekiem i naturą. Tak się nie da. Trzeba pytać co jest dobre, a nie co jest naturalne.

Nie mam jednoznacznie dobrych skojarzeń z naturą – nawet, jeśli w boleśnie uproszczony sposób rozumieć ją jako przyrodę niezmienioną przez kulturę i cywilizację. Szczerze, to taka natura mnie przeraża, przede wszystkim wtedy, kiedy działa harmonijnie. To jest harmonia przepełniona bólem, cierpieniem, krzywdą i trudem przetrwania. Faktycznie, niektóre krajobrazy przyrodnicze są miłe dla oka, ale to do momentu, kiedy się nie zacznie wnikać co tam się naprawdę dzieje. Wiem, że zwierzęta żyjące w takich warunkach odczuwają również przyjemność, zadowolenie i miewają dobre samopoczucie, ale to nie rozwiązuje problemu.

W popularnym serialu „Wychowane przez wilki”, będącym dystopiczną wizją przyszłości, androidy otrzymują misję zapewnienia przetrwania rasie ludzkiej na obcej, nieprzyjaznej planecie (Ziemia została zniszczona). By je ochronić uczą dzieci techniki zabijania – bo jedyne nieskażone pożywienie to żywe istoty. Kiedy jeden z chłopców, buntuje się, próbując szukać alternatywnych metod dietetycznych, pojawia się konkluzja, że empatia doprowadzi ludzi do zagłady. Czy etyka stoi w sprzeczności z instynktem przetrwania, zmysłem obronnym?

Istnieją takie wersje etyki, które wymagają bardzo daleko idących poświęceń. Ludzie oddają zdrowie i życie dla innych, ale nie tylko dla jednostek. Mogą się poświęcić powodowani chęcią uratowania zbiorowości ludzi, której osobiście nie znają, jak naród. Powodem autodestrukcyjnych zachowań mogą być takie fenomeny jak honor, wierność zasadom, poczucie obowiązku itd. W przypadku ochrony zwierząt jest odwrotnie – ich powszechne krzywdzenie okazuje się destrukcyjne dla ludzi. Przemysł mięsny i mleczny to jedne z bardziej negatywnych czynników, jakie współczesna nauka wskazuje analizując uwarunkowania kryzysu klimatycznego.

A jak pan postąpiłby, gdyby jedyną żywieniową opcją był wybór między skażoną roślinnością a nieskażonym mięsem? (swoją drogą ciekawe czy w kontekście rozmaitych dyskusji wokół glifostatu i tym podobnych dodatków prosto z serca od rolnika, weganie mają do czynienia z podobnym dylematem).

Odpowiem, kiedy będzie mi to groziło. Zwykle nie traktuję odżywiania się jako sposobu popełnienia samobójstwa lub odebrania sobie zdrowia.

Czy etyka nie jest zatem przywilejem współczesnej cywilizacji, wywalczonym za pomocą siekiery?

To przesada, że tylko za pomocą siekiery, ale ogólnie tak – dzisiejsze możliwości dokonywania wyborów etycznych to spadek po poprzednikach, którzy nie byli aniołami.

No dobrze, ale co by pan zrobił, gdyby wylądował z maczugą w środku dżungli pełnej drapieżników?

Umarłbym. Jeśli to jest pytanie o prawo do stosowania przemocy w samoobronie, to jak najbardziej sądzę, że możemy mieć takie prawo. Większość osób, do których trafię z moimi odpowiedziami, nie wyląduje jednak w dżungli z maczugą pośród drapieżników. Ich wybory etyczne dotyczą przeważnie prozaicznych sytuacji życiowych, choćby dotyczących żywienia, ubrania, higieny, rozrywki. W ten sposób pomagają tworzyć system skrajnej eksploatacji zwierząt lub utrudniają jego funkcjonowanie. Nagradzają swoimi pieniędzmi tę maszynerię krzywdzenia lub odmawiają nagradzania. Ta przerażająca orgia zła w postaci przemysłów wykorzystujących zwierzęta dla produktów zwierzęcych, podsyca się właśnie w ten sposób – mikronagrodami tak zwanych porządnych obywateli, z których zresztą znaczna część wzorowo reaguje na niesprawiedliwość wobec innych ludzi. Na dodatek te mikronagrody zwykle nie mają intencji krzywdzenia kogokolwiek, ale to niewiele zmienia, wciąż są paliwem systemowego zła.

Certyfikacja krzywdy 

Dlaczego konwertyci na wege, często szukają substytutów mięsa w formie i nomenklaturze? Te wszystkie kotlety sojowe, gulasze z ciecierzycy, czy steki z seitana…. Czy nie jest to rodzaj sublimacji jakiegoś popędu? To tak, jakby zamiast leczyć uzależnienie stosować leki sedatywne.

Rynek takich produktów systematycznie rośnie głównie ze względu na niewegan, którzy urozmaicają sobie nimi dietę. Nie jestem rzecznikiem prasowym wegan, więc wolałbym odpowiedzieć dlaczego ja sięgam po takie produkty – dla smaku, wygody, żeby pomagać biznesom, które je tworzą, no i z powodów społecznych. Wiadomo, że ludzie są zwierzętami, które się naśladują. Kiedy korzystam z takich produktów, to chcę, żeby się normalizowały, ponieważ może to być korzystne dla zwierząt. I dokładnie to się dzieje. Bardziej niż to, że weganie je czasem jadają, problematyczne jest to, że ktoś zaspokaja swoje popędy na oryginałach.

Jadł pan Beyond Burgera?

Tak, raz. Potem już nie miałem motywacji, żeby kupować. Ostatni raz jadłem burgera mięsnego w 1992 roku, więc dziś już takie smaki są dla mnie zbyt egzotyczne.

Jest pan zwolennikiem sztucznego mięsa?

Jestem zwolennikiem hodowli tkankowych i produkowania w ten sposób na szeroką skalę mięsa, które nigdy nie było zwierzęciem. Chciałbym, żeby jak najszybciej rozwiązano problemy etyczne, związane z biopsją komórek od żywych zwierząt i niewegańskimi pożywkami, dzięki którym mają rosnąć te komórki. Chciałbym też, żeby przeskalowanie tej technologii do rozmiarów przemysłowych nie powodowało wielkich problemów środowiskowych. Jestem też zwolennikiem szybkiego wprowadzania na rynek mleka, które nigdy nie było w wymionach krowy. Są już firmy, które produkują bezofiarny nabiał.

burger wegański
źródło: unsplash.com

Mówiąc o mleku, które nigdy nie było w wymionach krowy i bezofiarnym nabiale, ma pan na myśli produkty pochodzenia roślinnego? 

Nie tylko. W tej chwili w różnych krajach funkcjonują już startupy zajmujące się nowymi technologiami wytwarzania krowiego mleka bez udziału zwierzęcia. Pojawiają się już gotowe wyroby, na przykład lody. Technologia wykorzystuje proces fermentacji drożdży, który odpowiednio przeprowadzony daje białka mleka krowiego, np. kazeinę. W ten sposób otrzymane białka miesza się z tłuszczami roślinnymi i innymi substancjami odżywczymi. Gotowy produkt jest nawet lepszy niż oryginał, bo – pomijając już oczywisty wątek etyczny – nie zawiera alergenów, takich jak laktoza.

Czy można uprawiać moralność gradualnie, czyli podobnie jak w prawie – złodziej to ktoś inny niż morderca; ekshibicjonista, jest mniej groźny niż chuligan bijący ludzi, etc. Przenosząc to na grunt relacji ze zwierzętami pozaludzkimi – nie jem mięsa, ale jem jajka; nie jem jajek, ale jem ser; jem ser, ale tylko kozi. Czy działanie etapami ma sens i czy można opracować etyczną mapę wtajemniczania w wege świat? Czy to jednak tak, jakby patologiczny mąż, katując żonę racjonalizował, że przecież dziś bił ją przy pomocy pałki bez metalowych ćwieków?

Analogii z gradualnym katowaniem żony lub pedofilią nie da się łatwo zastosować, bo status społeczny tego zła jest zupełnie inny niż w przypadku krzywdzenia zwierząt. Przemoc wobec kobiet i pedofilia są społecznie piętnowane i karalne. Krzywdzenie zwierząt jest częścią normy społecznej, jest nagradzane i penalizowane skrajnie wybiórczo. Można powiedzieć, że wspólnie decydujemy, który gradualizm akceptujemy. Inaczej mówiąc, stopień akceptacji gradualizmu świadczy o głębokości wykluczenia i opresji ofiary.

Z pewnością z punktu widzenia ofiary, niezależnie od tego, czy jest człowiekiem czy innym zwierzęciem, ma znaczenie dokuczliwość krzywdy. Kurze jajka oznaczone jako trójki wiążą się z torturą zwierząt i odbieraniem im życia, jajka zerówki głównie z problemem odbierania życia, więc istnieje między nimi niezaprzeczalna różnica. W ten sposób państwo certyfikuje różne stopnie krzywdy. Ta różnica miałaby decydujące znaczenie, gdybyśmy musieli jeść ptasie jajka. Mamy jednak wybór jedzenia zamiast jajek czegoś innego. W każdym podobnym przypadku mamy więc obowiązek podejrzliwości wobec gradualizmu. Nie ma co utwierdzać ludzi, że mają ograniczony wybór, jeśli mają większy.

Ogólnie można powiedzieć, że nie da się „uprawiać moralności” inaczej niż gradualnie. Nie da się żyć bezkosztowo. Nie wszystko da się uchwycić w twarde zasady, wiele zależy od kontekstu. Dla mnie weganizm to rozsądne minimum przyzwoitości. Nie jest doskonały, ale jeśli się ustali ze sobą, że poniżej tego progu wstyd schodzić, zawsze można starać się zrobić więcej dobrego.

Jeśli mielibyśmy nakreślić schemat piekła zwierząt w kontekście produktów dostępnych w sklepach – co jest największym problemem, a co najmniejszym, schodząc po piętrach?

Ciężko się dokonuje takich porównań i robię to niechętnie. Porównywanie cierpienia to karkołomny pomysł. Przemysł mleczarski to bardzo śmiercionośne przedsięwzięcie, dla mnie osobiście jest obrzydliwszy niż mięsny. Wykorzystuje zwierzę za życia, dopóki ciało daje radę być efektywne i dostarczać dostatecznie dużo laktacji, żeby starczyło na każdy bobek bitej śmietany na gofrze, a potem zabija, wcześniej jeszcze zabijając dzieci zwierzęcia, dla których to mleko było przeznaczone. Nie wiem, jak można coś takiego wspierać.

PodcastBlogPL · Róża – Mleko

Czy weganizm to tylko postawa kulinarna, czy raczej generalny imperatyw, czy można kogoś nazwać weganinem, jeśli ma na koncie grzech domestykacji albo uwielbia jazdę konną?

Najważniejsza część definicji weganizmu mówi, że to sposób życia, który „dąży do wykluczenia – na ile to możliwe i wykonalne – wszystkich form eksploatacji i okrucieństwa wobec zwierząt pozaludzkich dokonywanych dla potrzeb żywienia, ubrania lub jakichkolwiek innych. W dziedzinie żywienia oznacza praktykę niekorzystania z produktów pochodzących całkowicie lub częściowo od zwierząt”. Jeśli więc uznamy, że udomowienie i jazda konna krzywdzą zwierzęta, to weganie nie powinni do tego przykładać ręki. W przypadku udomowienia wciąż się waham, chociaż z czasem widzę coraz wyraźniej ile powoduje problemów. Co do jazdy konnej, odpowiem Gombrowiczem, cytat prawie dokładny:

„Człowiek na koniu jest dziwactwem, śmiesznością i obrazą estetyki. Jest równie dziwaczny jak szczur na kogucie, kura na wielbłądzie, małpa na krowie, pies na bawole”.

Nie jeździłem i nie jeżdżę konno.

Zbrodnia grzybobrania

A może nie ma wyjścia, złotego środka, każdy jest uwikłany, kwestia tylko większej lub mniejszej świadomości jak bardzo? Bo czy na przykład spacer po lesie i zbieranie grzybów to już pogwałcenie natury? 

Oczywiście, że wszyscy jesteśmy uwikłani. Nie da się żyć w ogóle nie szkodząc, przecież to truizm. Nie chodzi tu tylko o gwałcenie natury, to raczej zasada ogólna, bo nie da się również nie przyczyniać do krzywdy innych ludzi. Można natomiast ograniczać negatywne efekty własnego życia. A jeśli chodzi o spacery po lesie, to ja się wzdragam, jak ktoś mówi o prawie ludzi do lasu. Zwierzęta mieszkające w lesie mają wielkie szczęście, że ludzie nie chcą z tego prawa masowo korzystać. Gdyby grzybobranie było masowe, byłoby zbrodnią. Wydaje mi się, że zamiast podkreślać, że las się nam należy, bo robi nam dobrze, powinniśmy promować wzór człowieka, który dobrowolnie bywa w lesie sporadycznie, rozumiejąc, że to rzadki przywilej.

Weźmy pana książkę „Dziękuję za świńskie oczy” – nie widziałem na niej informacji, że została wydrukowana w zakładach z certyfikatem FWC (Forest Stewardship Council)?

Ja też nie widziałem. Trzeba o to zapytać wydawnictwo.

Skoro przy książkach jesteśmy – kultura jest przepełniona złem?

Tak, kultura jest przepełniona złem. To bardzo dobre medium zła.

Jaki byłby wykaz lektur dla weganina? I filmów? Powinien powstać osobny kanon? Przecież od dziecka uczy się, że zjadanie mięsa jest normą – nie jest to w żadnym wypadku zagadnienie etyczne – cała wielka literatura, nauka, edukacja jest z tego utkana – największe dzieła literackie, filmowe, a pewnie i muzyczne. Wyobraża pan sobie akcję czyszczenia tych wątków w lekturach czy kinowych szlagierach, gdzie zamiast suto zastawionych mięsiwem stołów, pojawiłyby się sałatki i humus. Z biegiem czasu czeka nas dietetyczna denazyfikacja w kulturze i religii? 

To prawda, że ślady różnych szowinizmów są rozsiane po dziełach kultury. Problem z szowinizmem gatunkowym jest taki, że nie został on dostatecznie mocno napiętnowany, więc te stoły ze zwłokami i tysiące innych podobnych koszmarków gładko wpisują się w normę społeczną. Jeśli ludzie zechcą to zmienić, to w przyszłości, kiedy będą korzystać z takich dzieł kultury, pewnie będą opatrywać je komentarzem, czytać i oglądać krytycznie, a część wywalą na śmietnik i przestaną uważać za wartościowe dzieła. Czyli zrobią to, co dziś już potrafią robić z kulturą, będącą nośnikiem seksizmu, rasizmu, antysemityzmu i tak dalej.

Meat Seller’s Stall, Pieter Aertsen, 1551, oil on panel
Meat Seller’s Stall, Pieter Aertsen, 1551
Giuseppe Arcimboldo, Rudolf II of Habsburg as Vertumnus, 1590 (Collection: Skokloster Castle)
A może sztuka w wersji wege? Giuseppe Arcimboldo, Rudolf II of Habsburg as Vertumnus, 1590

Moja etyka jest lepsza niż twoja

Czy osoby wierzące powinny prowadzić krzywdzące badania naukowe – czy to się wyklucza?

Nie jestem specjalistą od bogów, ale większość znanych mi religii nie zakazuje krzywdzenia zwierząt w ramach badań naukowych. Dominujące dziś religie stanowią marne narzędzie pomocy zwierzętom.

I analogicznie czy osoby mięsożerne powinny wypowiadać się w obszarze etyki?

Każdy może wypowiadać się o etyce i każdy ma swoją moralność. Nie ma jednej etyki. Jest etyka weganizmu i etyka szowinizmu gatunkowego lub choćby ludobójstwa. Etyka to namysł nad tym, co jest dobre, a co złe w sensie moralnym. Efektem tego namysłu mogą być skrajnie różne projekty. Moralność natomiast to pewien zestaw wartości, który realizuje się w życiu. Dla jednego wartością jest uważność na krzywdę zwierząt, dla drugiego oczyszczenie populacji z jakiejś grupy ludzi. Nie wierzę w istnienie wzoru prawidłowej etyki, przekazanego nam na jakichś kamiennych tablicach przez wyższą instancję lub zawartego w tak zwanym prawie naturalnym, w sercu, gdziekolwiek. Nie ma żadnego obiektywnie prawidłowego wzoru, który po prostu trzeba odkryć i już. W komplecie z tym, co powiedziałem przed chwilą, jest koniecznie jeszcze jeden drobiazg: nie musi to prowadzić do relatywizmu, rozumianego jako jednakowe wartościowanie wszystkich projektów etycznych i form moralności. Jestem przeciwieństwem relatywisty, jestem weganinem. Uważam moją etykę za dobrą i umiem powiedzieć dlaczego.

Ruchy wyzwoleńcze z reguły miały dwa kierunki – umiarkowany i ortodoksyjny. Dzięki temu jeden przebijał się do mainstreamu z pokojowym przekazem, drugi siał strach i wywierał presję na organy polityczne (prawa mniejszości, prawa rasowe) – czy wege-ewolucji potrzebny jest również odłam rewolucyjny, taka wersja WEGE Ordo Iuris?

Jeśli postępowy ruch społeczny zaczyna przypominać Ordo Iuris, to przestaje być postępowy. Rozróżnienie na bezprzemocowy umiar i siejący postrach radykalizm jest bardzo byle jakie. Umiar bywa przemocą, jeśli jest niewykorzystaniem możliwości, jakie daje radykalizm. A radykalizm może łączyć się z niechęcią do przemocy, być realistyczny, rozsądny i atrakcyjny dla wielu. Ruch prozwierzęcy z pewnością powinien pielęgnować taki radykalizm. Mądry ruch społeczny unika automatyzmu i umie stosować różne strategie, jeśli sytuacja tego wymaga.

Odwyk od mięsa

 Wystąpiłby pan w reklamie produktu oduczającego od mięsa? Takiej pastylki po połknięciu której, budzisz się i już nie masz skłonności do mięsoholizmu. Zyskujesz świadomość i brak atawistycznych ciągot ku tej formie żywienia.

Nie. Miałbym wątpliwości, czy twórcy tego specyfiku rozumieją przypadłość, z którą chcą się zmierzyć. Nie chciałbym zostać twarzą pseudomedycyny. Jedzenie mięsa jest tylko jednym z wielu objawów znacznie bardziej podstawowego problemu. Być może najbardziej rzucającym się w oczy, ale obawiam się, że ta jego właściwość jest jedną z przyczyn naszego niepowodzenia w rozwiązaniu tego problemu. Objawów jest bardzo wiele: korzystanie z różnych produktów zwierzęcych, rozrywka kosztem zwierząt, wykorzystywanie ich dla potrzeb nauki, niszczenie ich siedlisk, odbieranie im życia w ramach polowań, niezrozumienie ich natury i lekceważenie ich potrzeb nawet w najbliższych relacjach w przypadku tak zwanych zwierząt towarzyszących, zawłaszczenie miast przez ludzi, chociaż z natury rzeczy są wielogatunkowe, długo można by wymieniać.

A co zatem jest prawdziwym problemem?

Nie wiem czy umiem precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie, ale to jest ten sam problem, który powoduje traktowanie innych ludzi jak przedmioty, narzędzia lub towar. Nie ma osobnego problemu krzywdzącego traktowania innych zwierząt przez ludzi, jest wspólny problem krzywdzącego traktowania innego. Zresztą, kiedy mnie pytają, czy wystąpiłbym w reklamie specyfiku zwalczającego skłonności do kapitalizmu, odpowiadam podobnie. Kapitalizm to objaw, innymi są pozostałe zrealizowane systemy gospodarcze. Zwierzęta są zresztą ofiarami ich wszystkich. Trzeba być optymistą, żeby być antykapitalistą. I tylko optymiści mogą wierzyć, że problematyczne atawizmy wiążą się wyłącznie lub głównie z mięsem.

PodcastBlogPL · Róża Mięso

Czy kwestia konsumpcji produktów zwierzęcych ma znamiona nie tyle nawyku, co uzależnienia?

Bez wątpienia jesteśmy systemowo uzależnieni od masowej eksploatacji zwierząt. Panuje totalna niemoc polityczna w zwalczaniu tego uzależnienia, które w oczywisty sposób prowadzi do globalnej katastrofy. Nie widzę prowegańskiej polityki rozwoju, nie widzę państwa, które rozumie, że jego obowiązkiem jest wspierać rolników, żeby chcieli odejść od wykorzystywania zwierząt, promować roślinny biznes, edukować, pomagać ludziom w lepszych wyborach. Państwo ma wiele narzędzi dobroczynności, ale ich nie używa. Nie mówię tu tylko o polskim państwie. To jest polityczne, ekonomiczne i ideologiczne uzależnienie od masowej eksploatacji zwierząt.

Owszem, poszczególni ludzie bywają niewolnikami swoich nawyków, przyzwyczajeń, tradycji. Smakuje im wygoda i nie lubią zmiany. W kontekście eksploatacji zwierząt większość leci przez życie na autopilocie, posłusznie i zgodnie z programem. Dlatego nie będzie wyzwolenia zwierząt bez wyzwolenia ludzi.


Przypis



Gombrowicz o jeździe na koniu: „Dziś po śniadaniu dyskusja, wywołana moją tezą, że człowiek na koniu jest dziwactwem, śmiesznością i obrazą estetyki. Tłumaczyłem, że zwierzę nie rodzi się po to aby dźwigać na sobie inne zwierzę. Człowiek na koniu jest równie dziwaczny, jak szczur na kogucie, kura na wielbłądzie, małpa na krowie, pies na bawole. Człowiek na koniu to skandal, zakłócenie naturalnego porządku, gwałcąca sztuczność, dysonans, brzydota”. (W. Gombrowicz, „Dziennik 1957-1961”)


Dariusz Gzyra

Działacz społeczny, publicysta, prowadzi zajęcia na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego na kierunku antropozoologia, a także na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zajmuje się kwestiami etycznymi związanymi z relacjami człowieka z innymi zwierzętami oraz estetyką. W 2018 roku ukazała się jego książka „Dziękuję za świńskie oczy. Jak krzywdzimy zwierzęta” (Wydawnictwo Krytyka Polityczna), dzięki której w tym samym roku został zgłoszony do nagrody Paszporty POLITYKI. Jest także autorem licznych artykułów w recenzowanych monografiach oraz czasopismach naukowych, regularnie uczestniczy w konferencjach krajowych i międzynarodowych.

Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Etycznego Pełni także rolę redaktora naukowego działu etyka praw zwierząt interdyscyplinarnego rocznika naukowego „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Od roku 2014 jest członkiem Laboratorium Animal Studies – Trzecia Kultura (LAS-TK) przy Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego. Od 1999 roku jest weganinem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *